Rozdział 2
" Nagle w pewnym momencie uścisnęłam swoje obawy, wszystkie, co nosiłam w sobie przez te wszystkie lata "
Nowy York budził się do życia. Słońce świeciło już od paru dobrych godzin. Świat był piękny, składa się na to wiele czynników, chociażby to, że dostało sie wymarzoną pracę. Tak, Valeria otrzymała pracę w Elite Way School, komisja była pod wielkim wrażeniem jej doświadczenia, rekomendacji jakie dostawała no i sam fakt iż w radzie zasiadali sami mężczyźni a ona była wręcz zjawiskowa, w jakimś stopniu przyczyniło się do tego, że otrzymała od losu szanse.
Stała z porcelanowym kubkiem w różowe groszki przed oknem i przyglądała się ulicy, wszystko było takie piękne, kolorowe i pełne optymizmu. Musiało być z nią coś naprawdę nie tak, skoro nawet ludzie grzebiący w śmietnikach wydawali jej się weseli. Upiła łyk ciepłej kawy latte i po raz ostatni uniosła kąciki warg do góry.
Czy się stresowała? cholernie, ale szczęście i Violetta, która była przy niej dawały jej siły.
- Violu możesz tu na chwilę podejść? - Poprosiła wygładzając swoją ołówkową sukienkę. Wstała bardzo wcześnie, chciała wyglądać jak najlepiej, potem jednak stwierdziła, że nie może przesadzić, doszła więc do wniosku, że ubierze się elegancko ale nie pomijając swojego stylu. Założyła brzoskwinią ołówkową sukienkę sięgającą przed kolano, do tego włożyła beżowe szpilki i z racji iż dekolt sukienki był dość widoczny postanowiła przyozdobić szyję złotym naszyjnikiem z malutkim złotym serduszkiem, które dostała od siostry na dwudzieste - piąte urodziny.
- No proszę, proszę, chcesz mieć dalej tą pracę? - Wparowała do pokoju i obejrzała Larę z każdej strony.
- Źle wyglądam? - Skrzywiła się przyglądając się w lustrze.
- Zabójczo, chcesz żeby wszyscy padli na zawał? ty to masz głowę siostrzyczko, wiesz jak wyeliminować konkurencje - Prychnęła stając tuż obok niej.
- Nie żartuj sobie - Odpowiedziała sprzątając rzeczy z toaletki.
- Poradzisz sobie, zawsze sobie poradzisz, bo jesteś Castillo! - Poprawiła swoją torebkę na ramieniu i ruszyła w stronę drzwi. - Ruszaj się, chyba nie chcesz spóźnić się pierwszego dnia? - Krzyknęła z dołu stukając swoimi szpilkami.
Violetta czekała z nią dopóki nie zaczęły się zajęcia, starała się ją rozluźnić opowiadając różne historie, nie które nawet kompletnie zmyślone. Doceniała to co dla niej robiła. Postanowiła, że skoro i tak już tutaj czeka to pójdzie po kawę i coś poczyta. Pascal zadzwonił i poinformował ją, że jest mu bardzo przykro ale coś mu wypadło i spóźni się kilka minut. Nie tracąc czasu wolnym krokiem ruszyła do automatu. Była pod wrażeniem oferty jakie proponowano w stosunkowo małej maszynie. Włożyła dwie monety i nacisnęła swoje ulubione latte, kubeczek jednak nie wyskoczył, pomyślała, że może włożyła zbyt drobne pieniądze, wkładając jednak odpowiedni pieniądz, jej napój wciąż nie był gotowy.
- Co za cholerstwo! Bezużyteczne badziewie! - Syknęła uderzając po raz kolejny w przycisk z napisem START. - Oddawaj kasę złodzieju! - Krzyknęła po raz kolejny waląc rękami w maszynę.
- Widzę, że automat musiał ci zajść porządnie za skórę, skoro zasłużył sobie na takie przymiotniki. - Zaśmiał się stając tuż za nią. Bała się odwrócić, czuła jak na jej twarzy powstaje wielki rumieniec, pierwszy raz słyszy tę barwę głosu, bardzo uwodzicielską zresztą, więc nie mógł to być Pascal, ani nikt kogo znała. Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech po czym odwróciła się na pięcie. Napotkała piękny, szeroki uśmiech, nie spodziewała się kila sekund temu, że stał tak blisko niej.
- Yyy w zasadzie to nie bardzo sie orientuje tutaj, ale do maszyny nic nie mam - Odpowiedziała skrępowana, karcąc się w myślach, że jest taką idiotką.
- Jesteś nową sekretarką? - Spytał uważnie przyglądając się postaci kobiety.
- Tak, czekam właśnie na dyrektora, dzwonił, że się spóźni, dlatego dostarczam sobie emocji i wale w automat - Zaśmiał się nie odrywając wzroku od jej oczu. Czuła jak się rumieni, nie dość że powiedziała największą głupotę, to jeszcze sprawiła, ze się z niej śmiał.
- Czyli mieli rację - Zaczął zjeżdżając spojrzeniem na jej usta.
- Z czym? - Spytała zdziwiona, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Że jesteś przepiękna - Na te słowa zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż przedtem, odwróciła do niego wzrok i odparła ciche dziękuję. Po tym nastała chwila ciszy, nie przesunęliśmy się ani o centymetr. Czuła się bardziej niż skrępowana, po chwili jednak przerwał ciszę zdaniem.
- Nie przedstawiłem się wybacz, Diego, nowy nauczyciel angielskiego - Ujął dłoń Valerii delikatnie ją całując.
- Valeria, w zasadzie to, Lara - Odparła posyłając już nie co śmielszy uśmiech.
- Czekaj, jesteś Valeria Castillo? - Zagadnął przeczesując włosy dłonią. - Siostra Violetty?
- Tak, może nie jesteśmy zbyt podobne, ale bardzo się kochamy - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Zdziwiła mnie jego ciekawość, rozumiałam, ze uczył moją siostrę, ale nie spodziewałam się, że wie o niej aż tyle.
- Diego Herrera, starszy brat Ludmily, nasze siostry się przyjaźnią - Odparł wyjaśniając całą zagadkę. Ludmila wspominała, że jej brat pracuje jako nauczyciel, ale Valeria nie spodziewała się, że akurat tutaj.
- Bardzo mi miło, jeśli nie masz nic przeciwko, to będę musiała już iść, nie chcę żeby Pascal się wściekł - Odpowiedziałam starając się normalnie złapać oddech i zrobić krok w tył. On jednak dotknął opuszkami palców mojego ramienia i delikatnie za nie chwycił.
- Mam nadzieję, że potem znajdziesz dla mnie czas a ja pokażę ci miejsce gdzie dają najlepsze kawy, może nie dostarczają tam takich emocji, ale zdecydowanie dają radę - Odpowiedział z uśmiechem. Również posłałam mu delikatny uśmiech, przypominając sobie jakich głupot mu nagadałam. Jestem okropna i zachowuję się jak kretynka w pobliżu przystojnych mężczyzn, a on był coś więcej niż tylko piękny.
- Myślę, że ten jedyny raz, dam się skusić na kawę bez żadnych emocji - Odparłam ruszając w stronę siedziby dyrektora. Czułam jego wzrok na sobie i wciąż czułam zapach jego perfum, którymi chyba przesiąkłam cała, od stóp do głów.
- Nie mogę uwierzyć, że on mi to robi, a Ty nie robisz nic żeby temu zapobiec - Fuknęła obrażona zapinając pas.
- Naprawdę nie potrzebnie się spinasz - Uspokajał ją Sebastian starając się skupić na drodze.
Dużo rozmawiali na ten temat z Diego, Ludmila nigdy nie była bez problemowa, zawsze starała się postawić na swoim, nie raz będąc jeszcze dziećmi obiecywali jej różne rzeczy i spełniali każde zachcianki jednak z czasem przestawało to działać. Kochali ją bardzo, opiekowali się nią podczas gdy ich ojciec potrafił tylko przelać pieniądze na ich konto, nie interesował się tym co u nich, jakie sukcesy osiągali i czy po prostu są szczęśliwi. Obaj doszli do wniosku, że znajdą pracę i przestaną czerpać z "dobrej woli ojca". Może gdyby wtajemniczyli we wszystko siostrę, nie robiła by o to żadnego problemu, jednak woleli z tym trochę poczekać, dopóki obydwaj znajdą stałą pracę, jeden z nich już ją ma, co wskazywało że wszystko pójdzie po ich dobre myśli.
- Dobra, rozumiem, że macie jakąś swoją bratersko-męską umowę i będziesz go silnie bronił. Super. - Syknęła i wyszła z samochodu niczym torpeda.
- Diego cie odbierze i pomoże spakować rzeczy, pogadaj z nim - Krzyknął wychylając głowę przez szybę. Miał kilka spraw do załatwienia, szkoła musiała poczekać, nigdy nie był zbyt pilnym uczniem. Zakwaterował się wczoraj, a przeniesienie bagaży do pokoju to najmniejszy problem.
Wkurzona i podirytowana przemierzała korytarze budynku, starała się oddychać i myśleć pozytywnie. Nie wkurzyło ją to, że jej brat będzie tu pracował, a fakt, że teraz będzie kontrolowana non stop. Kocha braci, ale ich nad przesadna troska sprawia, że ma ochotę zrobić im krzywdę. W chwili kiedy oznajmił jej, że będzie jej nauczycielem przez ułamek sekundy nawet była szczęśliwa, potem wróciła do rzeczywistości, nigdy się nie usamodzielni i nie otworzy na prawdziwe życie dopóki obaj będą chodzić za nią jak cienie.
Weszła do toalety i pochlapała twarz wodą, musiała ochłonąć. Zaczynała nowy rok, z przyjaciółmi, z rodziną, irytującą co prawda, ale jest Herrera a oni się nie poddają.
Odgarnęła lekko pofalowane blond włosy do tyłu i lekko nimi wstrząsneła aby były bardziej pobudzone i świeże. Rozkloszowaną spódniczkę koloru ciemnego bordu pogładziła aby wyprostować wszelkie nie doskonałości, a biały jedwabny crop top poprawiła tak, aby jeden rękawek opadał na ramię.
Zadowolona z swojego wyglądu ruszyła w poszukiwaniu Violetty, z którą umówiła się pod klasą gdzie miały odbywać się pierwsze zajęcia. Nie mogła nadziwić się, ile osób pomieścić była w stanie ta szkoła, już w tamtym roku była pod wrażeniem młodych osób, posiadających marzenia, którzy oddają się w ręce uczelni aby dzięki niej być kimś. Owszem ceniła sobie dobre imię tego budynku, ale nie postawiła by na niego wszystkiego. Przechodząc przez główny hol zrobiło się nie co tłoczno, tłumy pierwszoklasistów próbujących się odnaleźć przelewały się w każdym korytarzu.
- I co żeś narobił kretynie?! - Wrzasnęła na wysokiego bruneta, na jej oko starszego o niej o rok, maksymalnie dwa. Od razu dostrzegła jego idealną budowę ciała, szerokie ramiona i przebijające się przez granatowy T-shirt muskuły, ponadto jego ciemno brązowe tęczówki, które właśnie świdrowały ją od góry do dołu stając na katastrofie, która miała miejsce nie całą sekundę temu.
- Grzeczniej kochanie, bo popsujesz reputację, tej wspaniałej szkoły - Uśmiechnął się sarkastycznie i założył ręce na klatce piersiowej wciąż wpatrując się w wielką plamę na bluzce blondynki.
- Ty zrobiłeś to wcześniej! Nie wierze, że na świecie są jeszcze tacy palanci jak ty - Wrzeszczała pocierając plamę chusteczką, jakby to cokolwiek miało dać. Nie patrzyła na niego, ale kątem oka widziała jak się uśmiecha, chwila, śmieje się z niej.
- Miło mi to słyszeć z twoich ust - Odparł unosząc wzrok wprost na jej usta. - Jeśli to sprawi, że mnie zapamiętasz, możesz mnie wyzywać od najgorszych kretynów skarbie - I znowu ten chytry uśmieszek, sarkazm i pewność siebie. Kim jest ten facet? Czemu on jest taki pociągający będąc skończonym dupkiem?
- Jesteś niemożliwy! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego - Krzyknęła, irytował ją, cholernie, nie mogła zrozumieć co ją tak wkurzyło, to, że ma mokrą bluzkę z jego winy czy to, że spodobał jej się mężczyzna, który jest idiotą i wcale nie chce żeby jej się podobał.
- Obawiam się, że będziesz mnie widywać częściej. Tak, ja również się cieszę - Odpowiedział ubiegając jej słowa.
- Rada naprawdę musiała być niedysponowana w chwili kiedy cię przyjmowali, jak mogli przyjąć takiego kretyna? - Odparła podchodząc bliżej chłopaka i czekając na odpowiedź, na którą tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi, po prostu zrobiła to bo gdzieś w głębi duszy chciała sie znaleźć bliżej niego.
- Schlebiasz mi kochanie - Odparł posyłając jej promienny uśmiech.
- Nie pozwalaj sobie na takie przywileje - Odparła również sarkastycznie z ironicznym uśmiechem. O tak! będzie grała jego własną bronią.
- Czyżby już któryś mnie uprzedził? Osobiście dam mu w pysk - Odpowiedział robiąc krok w przód tak, że nasze ciała się stykały. Był znacznie wyższy, mimo iż założyła dość wysokie koturny. Z jego twarzy nie schodził cwaniacki uśmieszek, miała ochotę mu przywalić, a potem wycałować jego bliznę. Czy to byłoby normalne? Musi chyba znaleźć naprawdę dobrego psychiatrę.
- Daruj sobie takie teksty, nie mam ochoty gadać z kimś kto nawet nie potrafi przeprosić - Syknęła budząc się do rzeczywistości, z jego twarzy znikł uśmiech, dumna uniosła głowę i próbowała go wyminąć.
- Nie będę przepraszał za coś, czego nie żałuję. W przemokniętej bluzce wyglądasz jeszcze bardziej seksownie - Szepnął prosto w jej ucho. To co usłyszało, zatkało ją, przez moment stała jak słup soli zastanawiając się co zrobić, jak zareagować. Spiorunowała go jednak wzrokiem i ruszyła przed siebie. Oddalając się od niego czuła jak sie na nią gapi, poczerwieniała, dziękowała sobie, że wtedy nie puściła przy nim buraka. Dała mu już wystarczająco dużo powodów do nabijania się z niej przez mniej więcej zakończenia studiów, a to on był dupkiem. Świat oszalał, tego była pewna, już w tej chwili jej świat się zmieniał, zrobił obrót o dziewięćdziesiąt stopni, niby niewiele a już daje się w znaki.
- Nie mogę uwierzyć, że on mi to robi, a Ty nie robisz nic żeby temu zapobiec - Fuknęła obrażona zapinając pas.
- Naprawdę nie potrzebnie się spinasz - Uspokajał ją Sebastian starając się skupić na drodze.
Dużo rozmawiali na ten temat z Diego, Ludmila nigdy nie była bez problemowa, zawsze starała się postawić na swoim, nie raz będąc jeszcze dziećmi obiecywali jej różne rzeczy i spełniali każde zachcianki jednak z czasem przestawało to działać. Kochali ją bardzo, opiekowali się nią podczas gdy ich ojciec potrafił tylko przelać pieniądze na ich konto, nie interesował się tym co u nich, jakie sukcesy osiągali i czy po prostu są szczęśliwi. Obaj doszli do wniosku, że znajdą pracę i przestaną czerpać z "dobrej woli ojca". Może gdyby wtajemniczyli we wszystko siostrę, nie robiła by o to żadnego problemu, jednak woleli z tym trochę poczekać, dopóki obydwaj znajdą stałą pracę, jeden z nich już ją ma, co wskazywało że wszystko pójdzie po ich dobre myśli.
- Dobra, rozumiem, że macie jakąś swoją bratersko-męską umowę i będziesz go silnie bronił. Super. - Syknęła i wyszła z samochodu niczym torpeda.
- Diego cie odbierze i pomoże spakować rzeczy, pogadaj z nim - Krzyknął wychylając głowę przez szybę. Miał kilka spraw do załatwienia, szkoła musiała poczekać, nigdy nie był zbyt pilnym uczniem. Zakwaterował się wczoraj, a przeniesienie bagaży do pokoju to najmniejszy problem.
Wkurzona i podirytowana przemierzała korytarze budynku, starała się oddychać i myśleć pozytywnie. Nie wkurzyło ją to, że jej brat będzie tu pracował, a fakt, że teraz będzie kontrolowana non stop. Kocha braci, ale ich nad przesadna troska sprawia, że ma ochotę zrobić im krzywdę. W chwili kiedy oznajmił jej, że będzie jej nauczycielem przez ułamek sekundy nawet była szczęśliwa, potem wróciła do rzeczywistości, nigdy się nie usamodzielni i nie otworzy na prawdziwe życie dopóki obaj będą chodzić za nią jak cienie.
Weszła do toalety i pochlapała twarz wodą, musiała ochłonąć. Zaczynała nowy rok, z przyjaciółmi, z rodziną, irytującą co prawda, ale jest Herrera a oni się nie poddają.
Odgarnęła lekko pofalowane blond włosy do tyłu i lekko nimi wstrząsneła aby były bardziej pobudzone i świeże. Rozkloszowaną spódniczkę koloru ciemnego bordu pogładziła aby wyprostować wszelkie nie doskonałości, a biały jedwabny crop top poprawiła tak, aby jeden rękawek opadał na ramię.
Zadowolona z swojego wyglądu ruszyła w poszukiwaniu Violetty, z którą umówiła się pod klasą gdzie miały odbywać się pierwsze zajęcia. Nie mogła nadziwić się, ile osób pomieścić była w stanie ta szkoła, już w tamtym roku była pod wrażeniem młodych osób, posiadających marzenia, którzy oddają się w ręce uczelni aby dzięki niej być kimś. Owszem ceniła sobie dobre imię tego budynku, ale nie postawiła by na niego wszystkiego. Przechodząc przez główny hol zrobiło się nie co tłoczno, tłumy pierwszoklasistów próbujących się odnaleźć przelewały się w każdym korytarzu.
- I co żeś narobił kretynie?! - Wrzasnęła na wysokiego bruneta, na jej oko starszego o niej o rok, maksymalnie dwa. Od razu dostrzegła jego idealną budowę ciała, szerokie ramiona i przebijające się przez granatowy T-shirt muskuły, ponadto jego ciemno brązowe tęczówki, które właśnie świdrowały ją od góry do dołu stając na katastrofie, która miała miejsce nie całą sekundę temu.
- Grzeczniej kochanie, bo popsujesz reputację, tej wspaniałej szkoły - Uśmiechnął się sarkastycznie i założył ręce na klatce piersiowej wciąż wpatrując się w wielką plamę na bluzce blondynki.
- Ty zrobiłeś to wcześniej! Nie wierze, że na świecie są jeszcze tacy palanci jak ty - Wrzeszczała pocierając plamę chusteczką, jakby to cokolwiek miało dać. Nie patrzyła na niego, ale kątem oka widziała jak się uśmiecha, chwila, śmieje się z niej.
- Miło mi to słyszeć z twoich ust - Odparł unosząc wzrok wprost na jej usta. - Jeśli to sprawi, że mnie zapamiętasz, możesz mnie wyzywać od najgorszych kretynów skarbie - I znowu ten chytry uśmieszek, sarkazm i pewność siebie. Kim jest ten facet? Czemu on jest taki pociągający będąc skończonym dupkiem?
- Jesteś niemożliwy! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego - Krzyknęła, irytował ją, cholernie, nie mogła zrozumieć co ją tak wkurzyło, to, że ma mokrą bluzkę z jego winy czy to, że spodobał jej się mężczyzna, który jest idiotą i wcale nie chce żeby jej się podobał.
- Obawiam się, że będziesz mnie widywać częściej. Tak, ja również się cieszę - Odpowiedział ubiegając jej słowa.
- Rada naprawdę musiała być niedysponowana w chwili kiedy cię przyjmowali, jak mogli przyjąć takiego kretyna? - Odparła podchodząc bliżej chłopaka i czekając na odpowiedź, na którą tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi, po prostu zrobiła to bo gdzieś w głębi duszy chciała sie znaleźć bliżej niego.
- Schlebiasz mi kochanie - Odparł posyłając jej promienny uśmiech.
- Nie pozwalaj sobie na takie przywileje - Odparła również sarkastycznie z ironicznym uśmiechem. O tak! będzie grała jego własną bronią.
- Czyżby już któryś mnie uprzedził? Osobiście dam mu w pysk - Odpowiedział robiąc krok w przód tak, że nasze ciała się stykały. Był znacznie wyższy, mimo iż założyła dość wysokie koturny. Z jego twarzy nie schodził cwaniacki uśmieszek, miała ochotę mu przywalić, a potem wycałować jego bliznę. Czy to byłoby normalne? Musi chyba znaleźć naprawdę dobrego psychiatrę.
- Daruj sobie takie teksty, nie mam ochoty gadać z kimś kto nawet nie potrafi przeprosić - Syknęła budząc się do rzeczywistości, z jego twarzy znikł uśmiech, dumna uniosła głowę i próbowała go wyminąć.
- Nie będę przepraszał za coś, czego nie żałuję. W przemokniętej bluzce wyglądasz jeszcze bardziej seksownie - Szepnął prosto w jej ucho. To co usłyszało, zatkało ją, przez moment stała jak słup soli zastanawiając się co zrobić, jak zareagować. Spiorunowała go jednak wzrokiem i ruszyła przed siebie. Oddalając się od niego czuła jak sie na nią gapi, poczerwieniała, dziękowała sobie, że wtedy nie puściła przy nim buraka. Dała mu już wystarczająco dużo powodów do nabijania się z niej przez mniej więcej zakończenia studiów, a to on był dupkiem. Świat oszalał, tego była pewna, już w tej chwili jej świat się zmieniał, zrobił obrót o dziewięćdziesiąt stopni, niby niewiele a już daje się w znaki.
León należał do osób opanowanych i cierpliwych do czasu. Nienawidził się wymądrzać, przechwalać a co najważniejsze nie tolerował nie sprawiedliwości. Był odpowiedzialny za całą trójkę, więc to on musiał najszybciej wydorośleć.
- Już zdążyłeś komuś zajść za skórę? nie pakuj się w kłopoty, zaczynamy nowe życie - Upomniał go starszy brat wypakowując ostatnią torbę z samochodu.
- Ależ właśnie ja je zaczynam - Odparł przejmując od szatyna walizkę i kierując się w stronę nowych pokoi.
- Naprawdę, nie krzywdź tej dziewczyny bo ci osobiście dokopie - Przypomniał mu zamykając ogromne szklane drzwi.
- Zamieniłem z nią kilka słów, z czego połowa to były jej, a większość to same przymiotniki mnie opisujące, wiesz... kretyn, dupek, idiota i tym podobne - Wymienił lekko się uśmiechając przypominając sobie ile złości mieściło się w tak kruchym ciele. - To ona mi zagraża - Stwierdził rzucając torby na podłogę.
- Chcesz żebym skopał jej tyłek? - Zaśmiał się León. Od kilku miesięcy nie żartowali i nie pozwalali sobie na szczere uśmiechy, ich sytuacja ich do tego zmusiła. Teraz wszystko się zmienia, stają na nogi i zaczynają nowe życie bez przeszłości.
- Wtedy ja musiałbym zrobić to samo z twoim - Ostrzegł go będąc całkiem poważnym.
- Przecież żartowałem. Widzę, że wpadła ci w oko, ciesze się, ale to mój obowiązek, jeśli za bardzo sobie pozwolisz, przywrócę cię do pionu - Przypomniał mu kto tu dominuje i kto zawsze ma rację. - Any jest już w swoim pokoju? - Spytał z troską w głosie.
- Tak, dzwoniłem do niej, ma się dobrze, rozpakowała się i próbuje zaklimatyzować - Odparł Federico i rzucił się na wygodne łóżko.
Ostatni tydzień dla Leóna nie był najłatwiejszy. Musiał załatwić mieszkanie, opłacić uczelnie i najtrudniejsze - zapomnieć o przeszłości i znaleźć własną drogę w życiu. Spadek po matce, który otrzymali starczy im do końca życia, nie musieli się więc przejmować pieniędzmi, jedno zmartwienie z głowy. Nie wiedział co będzie dalej ale był dobrej myśli, że los w końcu się do ich uśmiechnie.
- Pięknie tutaj prawda? - Zagadnął widząc smukłą sylwetkę opierającą się o wielki balkon. Na jego oko była to dziewczyna, wpatrywała się w gwiazdy i odziana była w jasno niebieski szlafrok.
- O tak, zdecydowanie największy plus tej szkoły - Odparła odrywając wzrok od gwiazd i kierując spojrzenie na towarzysza. Było ciemno, ale dostrzegała jego piwne oczy i piękny szeroki uśmiech.
- Czyli są same minusy? - Udał zasmuconego. - Jestem rozczarowany, właśnie zniszczyłaś moje upodobania do tego budynku. Brunetka popatrzyła na niego z znakiem zapytania i widząc jego śmiech również wybuchła śmiechem.
- Jesteś fatalnym aktorem, a już byłam gotowa opowiedzieć ci o kilku plusach tego miejsca - Stwierdziła odwracając się do niego przodem. Znów się uśmiechał. Gdy miała wybierać jedną rzecz, którą chciałaby oglądać, to właśnie jego uśmiech, gdy się uśmiechał, wydawało sie jej, że nie ma problemów, że świat jest kolorowy, zero zmartwień i wieczne szczęście.
- Jestem w stanie to jakoś naprawić? - Spytał z nadzieją w głosie.
- Muszę to przemyśleć, wiesz, nie chce popełnić błędu, możesz być na przykład seryjnym mordercą a co gorsze zboczeńcem - Odparłam starając sie dobrze zagrać.
- Słuszna uwaga, mogę obiecać, że nie jestem seryjnym mordercą, a co do zboczeńca... tą kwestie trzeba poważnie przedyskutować - Posłał jej serdeczny uśmiech, na co ona się roześmiała i wzruszyła ramionami.
- Violetta - Podała dłoń.
- León - Ujął jej dłoń.
- Już zdążyłeś komuś zajść za skórę? nie pakuj się w kłopoty, zaczynamy nowe życie - Upomniał go starszy brat wypakowując ostatnią torbę z samochodu.
- Ależ właśnie ja je zaczynam - Odparł przejmując od szatyna walizkę i kierując się w stronę nowych pokoi.
- Naprawdę, nie krzywdź tej dziewczyny bo ci osobiście dokopie - Przypomniał mu zamykając ogromne szklane drzwi.
- Zamieniłem z nią kilka słów, z czego połowa to były jej, a większość to same przymiotniki mnie opisujące, wiesz... kretyn, dupek, idiota i tym podobne - Wymienił lekko się uśmiechając przypominając sobie ile złości mieściło się w tak kruchym ciele. - To ona mi zagraża - Stwierdził rzucając torby na podłogę.
- Chcesz żebym skopał jej tyłek? - Zaśmiał się León. Od kilku miesięcy nie żartowali i nie pozwalali sobie na szczere uśmiechy, ich sytuacja ich do tego zmusiła. Teraz wszystko się zmienia, stają na nogi i zaczynają nowe życie bez przeszłości.
- Wtedy ja musiałbym zrobić to samo z twoim - Ostrzegł go będąc całkiem poważnym.
- Przecież żartowałem. Widzę, że wpadła ci w oko, ciesze się, ale to mój obowiązek, jeśli za bardzo sobie pozwolisz, przywrócę cię do pionu - Przypomniał mu kto tu dominuje i kto zawsze ma rację. - Any jest już w swoim pokoju? - Spytał z troską w głosie.
- Tak, dzwoniłem do niej, ma się dobrze, rozpakowała się i próbuje zaklimatyzować - Odparł Federico i rzucił się na wygodne łóżko.
Ostatni tydzień dla Leóna nie był najłatwiejszy. Musiał załatwić mieszkanie, opłacić uczelnie i najtrudniejsze - zapomnieć o przeszłości i znaleźć własną drogę w życiu. Spadek po matce, który otrzymali starczy im do końca życia, nie musieli się więc przejmować pieniędzmi, jedno zmartwienie z głowy. Nie wiedział co będzie dalej ale był dobrej myśli, że los w końcu się do ich uśmiechnie.
- Pięknie tutaj prawda? - Zagadnął widząc smukłą sylwetkę opierającą się o wielki balkon. Na jego oko była to dziewczyna, wpatrywała się w gwiazdy i odziana była w jasno niebieski szlafrok.
- O tak, zdecydowanie największy plus tej szkoły - Odparła odrywając wzrok od gwiazd i kierując spojrzenie na towarzysza. Było ciemno, ale dostrzegała jego piwne oczy i piękny szeroki uśmiech.
- Czyli są same minusy? - Udał zasmuconego. - Jestem rozczarowany, właśnie zniszczyłaś moje upodobania do tego budynku. Brunetka popatrzyła na niego z znakiem zapytania i widząc jego śmiech również wybuchła śmiechem.
- Jesteś fatalnym aktorem, a już byłam gotowa opowiedzieć ci o kilku plusach tego miejsca - Stwierdziła odwracając się do niego przodem. Znów się uśmiechał. Gdy miała wybierać jedną rzecz, którą chciałaby oglądać, to właśnie jego uśmiech, gdy się uśmiechał, wydawało sie jej, że nie ma problemów, że świat jest kolorowy, zero zmartwień i wieczne szczęście.
- Jestem w stanie to jakoś naprawić? - Spytał z nadzieją w głosie.
- Muszę to przemyśleć, wiesz, nie chce popełnić błędu, możesz być na przykład seryjnym mordercą a co gorsze zboczeńcem - Odparłam starając sie dobrze zagrać.
- Słuszna uwaga, mogę obiecać, że nie jestem seryjnym mordercą, a co do zboczeńca... tą kwestie trzeba poważnie przedyskutować - Posłał jej serdeczny uśmiech, na co ona się roześmiała i wzruszyła ramionami.
- Violetta - Podała dłoń.
- León - Ujął jej dłoń.
______________________
Wybaczcie...
Miał być długi, ja i moje obietnice...
W następnym będzie więcej wątków, będzie bardziej rozbudowany no i sensowny [ ha ha, ja i moje niespełnione marzenia]
Jakieś dwa-trzy dni temu przez przypadek opublikowałam, nie był dokończony wiec z góry przepraszam, ale z bloggerem nie wygrasz! :D
Zapraszam do komentowania i czytania.
Pozdrawiam,
Maja.